Translate

poniedziałek, 8 lutego 2016

W Montpellier i Quito bez zmian, pierwszy król Sofii.




















Tydzień po zakończeniu zmagań w Australian Open w turniejowych drabinkach w Montpellier, Sofii
i Quito próżno było szukać znakomitych nazwisk. Największe gwiazdy po wyczerpujących tygodniach w gorącej Australii postanowiły wziąć czasowy rozbrat z tenisem. Z top 10 rankingu ATP o punkty, a raczej ich obronę walczył tylko Richard Gasquet, który zresztą do Melbourne w ogóle nie poleciał. Francuz, dla którego był to pierwszy turniej w tym sezonie, wybrał się do Montpellier, gdzie w ubiegłym roku triumfował po rozegraniu trzech gemów z Jerzym Janowiczem. We Francji pojawili się też rodacy Gasqueta - Gilles Simon, Gael Monfils i Benoit Paire oraz Chorwaci Marin Cilic i Borna Coric. Grono faworytów uzupełnił jeszcze Portugalczyk Joao Sousa i Cypryjczyk Marcos Baghdatis. Pierwsze skrzypce na własnym podwórku grał obrońca tytułu, najwyżej rozstawiony Gasquet, który w Montpellier czuje się jak ryba w wodzie. Zwyciężał tu już dwukrotnie - w 2013 i 2015 roku - i tym razem także nie znalazł pogromcy. Po finale z rewelacyjnie spisującym się w turnieju Paulem-Henri Mathieu, zgarnął 13. tytuł w zawodowej karierze. W Open Sud De France totalnie zawiodła pozostała rozstawiona szósta tenisistów (poza Baghdatisem, który przegrał z Gasquetem w ćwierćfinale). Żadnemu z nich nie udało się wygrać pierwszego pojedynku. Fantastycznie zaprezentowali się natomiast Niemcy - kwalifikant Dustin Brown i wielka nadzieja naszych zachodnich sąsiadów Alexander Zverev - obaj dotarli aż do półfinału, eliminując po drodze turniejową dwójkę (Zverev) i trójkę (Brown).

Zgoła odmienną sytuację mogliśmy oglądać w Sofii, która po raz pierwszy w historii organizowała turniej rangi ATP. W Garanti Koza Sofia Open nie zagrał co prawda żaden zawodnik z czołowej dwudziestki, ani też najlepszy obecnie Bułgar Grigor Dimitrov, ale ku uciesze organizatorów o tytuł zmierzyło się dwóch najwyżej rozstawionych w turnieju - Roberto Bautista Agut i Viktor Troicki. Dla obu był to drugi finał w sezonie i druga szansa na główne trofeum. Na początku roku Hiszpan okazał się bezkonkurencyjny w Auckland, a Serb w Sydney. W Sofii zwyciężył ten pierwszy i mógł cieszyć się z czwartego tytułu w karierze. Bautista Agut jest obok Djokovica drugim tenisistą, który w obecnym sezonie już dwukrotnie zaznał smaku zwycięstwa. Hiszpan zapisał się w annałach tenisa jako pierwszy w historii triumfator turnieju Garanti Koza Sofia Open.

W ubiegłym roku pierwszą edycję turnieju, tyle że w ekwadorskim Quito, wygrał Victor Estrella Burgos. Wczoraj Dominikańczyk przekonał się o tym, jak to jest po raz drugi zwyciężyć w tych samych zawodach. Estrella Burgos głównym faworytem na kortach ziemnych w Quito na pewno nie był. Z jedynką rozstawiony był tu Bernard Tomic, a z dwójką Feliciano Lopez. Obaj tenisiści z marzeniami o podbiciu stolicy Ekwadoru musieli pożegnać się jednak już w ćwierćfinale. Tomic przegrał niespodziewanie z Paolo Lorenzim, a Lopeza nieoczekiwanie pokonał rodak Albert Ramos-Vinolas wespół z kontuzją. Ale ani Włoch, ani Hiszpan nic więcej już nie ugrali. W finale znaleźli się za to rozstawiony z trójką Thomaz Bellucci i piątką Victor Estrella Burgos. Po trzysetowej batalii miano niepokonanego w Quito zachował 35-letni reprezentant Dominikany, dla którego to drugi zwycięski finał w karierze. Dominikańczyk wyrósł na prawdziwego hegemona w stolicy Ekwadoru.

__________________________________________________________________________________________


Podczas gdy panowie bili się o rankingowe punkty, panie stanęły w reprezentacyjne szranki i walczyły dla kraju w Pucharze Federacji. Z racji zbliżających się Igrzysk w Rio wiele tenisistek poczuło nagły przypływ patriotyzmu i postanowiło wesprzeć swoje koleżanki w tym największym i najbardziej prestiżowym międzynarodowym turnieju w kobiecym tenisie. W tym sezonie walkę o srebrny puchar w Grupie Światowej rozpoczęły reprezentacje Czech, Rumunii, Niemiec, Szwajcarii, Francji, Włoch, Holandii i Rosji. Do półfinałów awansowały mistrzynie dwóch ostatnich lat Czeszki, które do zwycięstwa nad Rumunkami poprowadziła znakomita Karolina Pliskova, Szwajcarki z rewelacyjną Belindą Bencic, które pokonały Niemki ze świeżo upieczoną mistrzynią wielkoszlemową Angelique Kerber w składzie oraz Francuzki lepsze od Włoszek, gównie dzięki fantastycznej postawie Caroline Garcii i Holenderki, które sensacyjnie wyeliminowały faworyzowane Rosjanki i to na ich terenie. O finał Czechy zagrają ze Szwajcarią, a Francja z Holandią.



Równolegle o awans do baraży o Grupę Światową rywalizowało osiem zespołów w Grupie Światowej II, czyli na zapleczu elity, a wśród nich reprezentacja Polski. Obok Polek reprezentacyjne boje toczyły Amerykanki, Australijki, Słowaczki, Kanadyjki, Białorusinki, Hiszpanki i Serbki. Bez emocji było w Krajlevie, gdzie Garbine Muguruza i spółka rozbiły osłabione brakiem Any Ivanovic Serbki oraz w Kailua Kona, gdzie Amerykanki nie dały żadnych szans Polkom, wśród których po raz pierwszy od dekady zabrakło Agnieszki Radwańskiej. Po weekendzie na Hawajach wiemy jedno - polska reprezentacja bez Agnieszki nie istnieje! Zupełnie inny przebieg miały dwa pozostałe pojedynki. Australia dopiero w meczu deblowym zapewniła sobie zwycięstwo nad Słowacją, podobnie jak Białoruś w starciu z Kanadą - obie reprezentacje wystąpiły jednak bez swoich największych gwiazd, Victorii Azarenki i Eugenie Bouchard. Zwycięzcy tych pojedynków zagrają w kwietniu w barażach o awans do Grupy Światowej, zaś pokonani stoczą bitwę o utrzymanie na zapleczu elity.
























O tym, jak wielki patriotyzm czują panie przed Igrzyskami świadczą liczby. Z czołowej 10. rankingu w barwach narodowych w ten weekend nie zagrała tylko Serena Williams, Agnieszka Radwańska oraz Lucie Safarova, która leczy kontuzję i Flavia Pennetta, która swoją karierę już zakończyła. Na kort nie wyszła też Maria Sharapova, ale Rosjanka była zgłoszona do drużyny narodowej. Dość pokaźna liczba tenisistek z miejsc 11-30. także zasiliła reprezentacyjne szeregi. Taki wysyp "patriotów" przed najważniejszą imprezą czterolecia jest zupełnie nie naturalny. Reprezentowanie kraju na arenie międzynarodowej powinno być dumą i chwałą dla sportowca, a nie jego obowiązkiem.  






 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz