Translate

piątek, 31 stycznia 2014

Dominika Cibulkova i Stanislas Wawrinka - bohaterowie stycznia

Stały element jaki postanowiłem wprowadzić na HawkEye'u to wybór bohatera i bohaterki miesiąca. Przez 30 dni postaram się bacznie obserwować występy tenisowych gwiazd na światowych kortach, po czym dokonam wyboru dwójki, która wywarła na mnie największe wrażenie.
To do dzieła! Czas na pierwszych bohaterów - postaci, które najjaśniej świeciły w styczniu.

Z grona tenisistek tytuł bohaterki stycznia postanowiłem nadać Dominice Cibulkovej. 24-latka z Bratysławy jako pierwsza Słowaczka w historii tego kraju zagrała w finale wielkoszlemowego turnieju. Wprawdzie nie udało jej się zdobyć głównego trofeum, ale pozostawiła po sobie bardzo pozytywne wrażenie. Cibulkova w drodze do finału Australian Open pokonała cztery tenisistki z czołowej dwudziestki rankingu WTA, w tym trzy bez straty seta: Agnieszkę Radwańską [5], Simonę Halep [11] i Carlę Suarez Navarro [16], którym łącznie oddała ledwie siedem gemów! Problemy sprawiła jej tylko w czwartej rundzie rozstawiona z trójką Maria Sharapova, ale i rosyjska gwiazda tenisa nie potrafiła powstrzymać zwycięskiej passy Słowaczki. Cibulkova przez cały turniej imponowała skutecznością i niezwykłą walecznością. Grała dynamicznie i agresywnie, a jej mowa ciała wskazywała na niesamowitą pewność siebie. Widać było, że Słowaczka cieszy się grą, ale przede wszystkim wierzy w swoje umiejętności na korcie, co zaowocowało pierwszym w karierze finałem Wielkiego Szlema. Jak sama przyznała: "Ten turniej dał mi wiele zaufania do własnych umiejętności. Wiem, że stać mnie na wielkie rzeczy." I dokonania tych wielkich rzeczy życzę Cibulkovej w dalszej części sezonu!

Imponujących osiągnięć życzę też Stanislasowi Wawrince - triumfatorowi Australian Open w singlowej rywalizacji mężczyzn i bohaterowi stycznia w moim rankingu. Mój wybór chyba nikogo nie powinien dziwić. Szwajcar był objawieniem pierwszego w tym roku turnieju Wielkiego Szlema. i choć zajmował miejsce w Top 10 to eksperci i fachowcy nie dawali mu żadnych szans na zwycięstwo w Melbourne. Murowanym faworytem był Novak Djokovic, który w Australii czuje się jak ryba w wodzie. Triumfował tu już czterokrotnie, ale w tym sezonie drzwi do piątego tytułu zamknął mu właśnie Wawrinka. Szwajcar już w ubiegłym roku toczył z Serbem pięciosetowe batalie w wielkoszlemowych turniejach, ale za każdym razem schodził z kortu pokonany, z wielkim niedosytem. Tym razem popularny Stan zadziwił cały tenisowy świat i po pasjonującym pojedynku wyeliminował króla Melbourne. Później poszedł za ciosem i w półfinale pokonał Berdycha, a w finale najlepszego obecnie na świecie Rafaela Nadala. Zwycięstwo w Australii dało mu najwyższe w karierze 3. miejsce w rankingu ATP i miano pierwszej rakiety Szwajcarii. Wawrinka jest w tym sezonie niepokonany, bowiem przed Australian Open w cuglach wygrał jeszcze turniej w indyjskim Chennai.     

Wielkoszlemowy Australian Open nieco ułatwił mi wybór bohaterów stycznia. Jednak jest jeszcze jedna postać, której chciałbym przyznać wyróżnienie  za postawę w minionym miesiącu. To Garbine Muguruza. 20-letnia Hiszpanka powróciła na korty po ponad sześciomiesięcznej przerwie (od Wimbledonu) spowodowanej kontuzją kostki i w wielkim stylu sięgnęła po swój pierwszy tytuł w rozgrywkach WTA Tour. Muguruza swoją drogę na szczyt w Hobart rozpoczęła od kwalifikacji, a osiem kolejnych zwycięstw zapewniło jej główne trofeum turnieju. Powrót po kontuzjach (a w tym przypadku nawet po operacji) jest niezwykle trudny, ale Muguruza udowodniła, że nie ma rzeczy niemożliwych i ciężka praca zawsze przynosi pożądane efekty. Jakby tego było mało urodzona w Wenezueli tenisistka równie dobrze zaprezentowała się w Melbourne. Już w pierwszym meczu wyeliminowała rozstawioną z numerem 24. Kaię Kanepi, a w trzeciej rundzie wyrzuciła z turnieju byłą liderkę rankingu Carolinę Wozniacki. Przegrała dopiero w następnym spotkaniu z Agnieszką Radwańską, ale i tak czwarta runda w Wielkim Szlemie to dla Hiszpanki życiowy sukces. Garbine Muguruza - to nazwisko trzeba zapamiętać!

niedziela, 26 stycznia 2014

Szlem niespodzianek - oko na Melbourne Park, cz.1

  Źródło: stevegtennis.com
Wczoraj zakończyła się pierwsza z czterech najważniejszych odsłon tenisowych w sezonie  - wielkoszlemowy Australian Open. Przez dwa tygodnie w gorącym australijskim słońcu rywalizowali najlepsi tenisiści i najlepsze tenisistki świata. Jak w niemal każdym innym turnieju również i w Melbourne nie obyło się bez niespodzianek czy większych sensacji. Ale po kolei ...


W turnieju kobiecym wszystkie oczy zwrócone były na główną kandydatkę do zwycięstwa, Serenę Williams. Ale nie bez przyczyny. Jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji w Melbourne Park trener Amerykanki Patric Mouratoglou uważał, że jego podopieczna jest w stanie wygrać wszystkie turnieje wielkoszlemowe w sezonie: "Wielokrotnie pokonywała najlepsze tenisistki, więc może mierzyć tak wysoko. Oczywiście, byłoby to czymś wyjątkowym, ponieważ szaleństwem jest dokonać coś takiego. W historii tenisa zdarzyło się to tylko kilka razy, ale ona jest w stanie to osiągnąć, a głównym celem będzie zaprezentować się jak najlepiej podczas wszystkich Szlemów, więc dlaczego nie?" Takie deklaracje francuskiego coacha jeszcze bardziej utwierdziły w przekonaniu wszystkich ekspertów i bukmacherów, że to amerykańska mistrzyni sięgnie po główne trofeum. W gronie faworytek wymieniano też triumfatorkę dwóch ostatnich edycji Victorię Azarenkę, wracającą po kontuzji Marię Sharapovą czy dwukrotną finalistkę Na Li, tak więc czołową czwórkę kobiecego rankingu. Jednak ktoś chyba zapomniał, że to tenis kobiecy i niespodziewane rozstrzygnięcia zdarzają się tu niezwykle często. Nie inaczej było i w Melbourne. Już po pierwszym meczu swoje walizki mogła pakować Petra Kvitova. Czeszka rozstawiona w imprezie z numerem 6. poległa po trzysetowym boju ze znaną tylko najbardziej zagorzałym kibicom tenisa Tajką Luksiką Kumkhum (WTA, 88). No może jeszcze za sprawą ciekawie brzmiącego nazwiska ... Jej los podzieliły też wysoko rozstawione Włoszki Sara Errani i Roberta Vinci. Pierwsza z nich przegrała z Julią Goerges, a druga nie dała rady Jie Zheng. Niepowodzenie w singlu Włoszki powetowały sobie wygrywając rywalizację deblową. Ale o tym później. Na pierwszej rundzie  swój udział w turnieju zakończyły też cztery inne rozstawione tenisistki - Svetlana Kuznetsova (19.), Sorana Cirstea (21.), Elena Vesnina (23.) i Kaia Kanepi (24.). A już w drugiej rundzie dołączyły do nich półfinalistka i finalistka Wimbledonu 2013 - Kirsten Flipkens (18.) i Sabine Lisicki (15.) oraz Magdalena Rybarikova (32.) i Bojana Jovanovski (33.). Taki obrót sytuacji zwiastował, że turniej nabiera rumieńców. Kibice widzieli wszystko, co w pełni charakteryzuje biały sport - pewne zwycięstwa, gładkie porażki, zacięte pojedynki i spektakularne powroty. Jednak to, co wydarzyło się w czwartej rundzie wywołało szok w tenisowym środowisku. Kreowana na główną pretendentkę do tytułu, numer jeden światowego rankingu Serena Williams sensacyjnie przegrała z byłą liderką tejże klasyfikacji Aną Ivanovic i pożegnała się z turniejem jeszcze wcześniej niż przed rokiem. Po spotkaniu trener najlepszej obecnie tenisistki świata próbował usprawiedliwiać swoją podopieczną twierdząc, że jej porażka wynikała z kontuzji pleców, jakiej nabawiła się podczas treningu jeszcze przed meczem z Hantuchovą. Ale sama zainteresowana nie chciała zasłaniać się kontuzją i przyznała o słabym meczu w jej wykonaniu. Kolejna sensacja na australijskich kortach stała się więc faktem. Porażka Williams sprawiła, że pozostałe tenisistki uwierzyły, iż można pokonać nawet te teoretycznie nieosiągalne faworytki i poczuły swoją szansę na dobry wynik w Melbourne. Jedną z nich była Dominika Cibulkova. Słowaczka wyeliminowała z turnieju kolejną gwiazdę światowych kortów Marię Sharapovą. Rosjanka wróciła do rywalizacji po niemal półrocznej przerwie, ale już nie raz pokazała, że zawsze potrafi być groźna i należy się z nią liczyć. Jednak nie tym razem. Cibulkova nie przestraszyła się bardziej utytułowanej rywalki i ku zaskoczeniu ekspertów po pięknej walce pokonała równie piękną Marię, awansując do ćwierćfinału australijskiego szlema. W tej fazie turnieju znalazła się też dość niespodziewanie teoretycznie najsłabsza z rozstawionych Włoszek, Flavia Pennetta, która ograła Angelique Kerber oraz Simona Halep - lepsza od Jeleny Jankovic. Ćwierćfinałową barierę przekroczyła również Eugenie Bouchard, wschodząca gwiazda światowego tenisa. Nastoletnia Kanadyjka wyrzuciła z turnieju ostatnią nadzieję gospodarzy, Casey Dellacquę. Australijka, która w Melbourne wystąpiła dzięki "dzikiej karcie" rozgrywała prawdopodobnie turniej życia, eliminując po drodze dużo wyżej notowane rywalki. Ulubienica miejscowych kibiców dość zaskakująco wypadła najlepiej spośród gospodarzy. Ta, z którą Australijczycy wiązali największe nadzieje - Samantha Stosur - znowu zawiodła, przegrywając w trzeciej rundzie z Ivanovic. My zaś najbardziej liczyliśmy na Agnieszkę Radwańską, która w Australian Open przez cztery kolejne lata meldowała się w najlepszej ósemce, ale nigdy udało się tej bariery przeskoczyć. Wydawało się, że i w tym sezonie będzie o to bardzo trudno, bo na jej drodze stanęła ta, z którą Polka grać nie lubi - określana mianem "Królowej Melbourne" Victoria Azarenka. Bukmacherzy nie dawali Radwańskiej większych szans w starciu z Białorusinką, ale po raz kolejny okazało się jak bardzo nieprzewidywalną dyscypliną jest tenis. Grająca agresywnie, ale dokładnie i bardzo cierpliwie Polka zamknęła Azarence drogę po trzecie z rzędu międzynarodowe mistrzostwo Australii. Sobie zaś otworzyła drzwi na pierwszy w karierze finał w Melbourne. Niestety wysiłek, jaki krakowianka włożyła w pokonanie Białorusinki, nie pozwolił jej na odegranie większej roli w meczu półfinałowym. Radwańska była w nim tylko statystką, a główną rolę odgrywała Cibulkova, dla której wielkoszlemowy finał to największy sukces w karierze. Mimo wszystko Polka może być zadowolona ze swojego występu na Antypodach, w końcu zrobiła tam kolejny krok naprzód. I choć niedosyt z pewnością pozostał to półfinał Australian Open przed rozpoczęciem turnieju brałbym  w ciemno.

Nową królową Melbourne została Na Li. Chinka, która po raz trzeci w ciągu ostatnich czterech lat grała tu w finale, pokonała rewelację turnieju, Dominikę Cibulkovą. Li możę też mówić o wielkim szczęściu, bowiem w trzeciej rundzie była o włos od porażki z Lucie Safarovą. Czeszka miała nawet piłkę meczową, ale jej bekhend minimalnie wylądował na aut i Azjatka zdołała się wykaraskać z opresji. - "Te pięć centymetrów mnie uratowało. O tyle rywalka się pomyliła przy meczbolu w drugim secie" - powiedziała po spotkaniu Na Li. - "Gdyby ona trafiła, ja i mój cały team bylibyśmy już spakowani, w drodze na lotnisko" - dodała. Od tego pojedynku Chinka grała już coraz lepiej i zasłużenie zdobyła swój drugi wielkoszlemowy tytuł. 


    Źródło: wimbledon.com

Podsumowując pierwszy w tym sezonie wielkoszlemowy turniej nie może zabraknąć słowa o występie Polek. O Agnieszce Radwańskiej już wpominałem, ale w Melbourne w grze singlowej reprezentowała nas jeszcze Katarzyna Piter. 22-letnia poznanianka udanie przeszła przez trzy rundy kwalifikacyjne i po raz pierwszy w karierze zagrała w turnieju głównym Wielkiego Szlema. Niestety w pierwszej rundzie przeszkodą nie do pokonania okazała się Simona Halep (późniejsza ćwierćfinalistka). Kasia ugrała tylko jednego gema, ale ogólny występ jak najbardziej na plus. Pierwsze koty za płoty, teraz czekamy na więcej. W rywalizacji deblowej też mieliśmy polski akcent. Kasia Piter i Alicja Rosolska rozpoczęły zmagania od zwycięstwa nad Christiną McHale i Olgą Govortsovą, ale w drugiej rundzie uległy rozstawionym z numerem 4. Kvecie Peschke i Katarinie Srebotnik (późniejszym półfinalistkom).  Rosolska spróbowała swoich sił jeszcze w grze mieszanej w parze z Johanem Brunstromem, ale polsko-szwedzki mikst przegrał z Jie Zheng i Scottem Lipskim już inauguracyjny pojedynek.


                               Źródło: tenislove.pl

W turnieju gry podwójnej nie pojawiły się już tak sensacyjne rozstrzygnięcia. Za spore niespodzianki można uznać jedynie porażki w drugiej rundzie Su-Wei Hsieh i Shuai Peng (nr 2) oraz Ashleigh Barty i Casey Dellacquy (nr 6). W decydującym meczu spotkały się najwyżej rozstawione deble: Włoszki - Sara Errani i Roberta Vinci (nr 1) oraz Rosjanki - Ekaterina Makarova i Elena Vesnina (nr 3). Przebieg finałowego starcia to czysta esencja kobiecego tenisa. Włoszki wygrały pierwszego seta 6:4, ale w drugim rewanż wzięły Rosjanki (6:3). Trzecia partia była niesłychanie bogata w zwroty akcji. Errani i Vinci wyszły na 2:0, by po chwili ... przegrywać 2:5 (i to z podwójnym przełamaniem!). Ale jeśli ktoś myślal, żę w tym meczu emocji już nie doświadczy, był w sporym błędzie. Obrończynie tytułu rzuciły się do odrabiania strat, czym zaskoczyły zdezorientowane Rosjanki. Zdobyły pięć gemów z rzędu i mogły cieszyć się z drugiego mistrzostwa Australii.  


                               Źródło: sen.com.au


Tegoroczny Australian Open przyniósł wiele niespodziewanych rozstrzygnięć. Było wszystko, co każdy kibic tenisa kocha najbardziej - niezwykle ciekawe, pełne emocji i zaskakujących zwrotów akcji pojedynki najlepszych na świecie. To, co działo się w pierwszych tygodniach stycznia zwiastuje nam szalenie interesujący dalszy ciąg sezonu. 

A jutro podsumowanie turnieju męskiego ...   
         

sobota, 11 stycznia 2014

Z kwalifikacji na szczyt. Prosta (?) droga do sukcesu

W poniedziałek rusza pierwszy wielkoszlemowy turniej w tym sezonie. Jak co roku najlepsi tenisiści i tenisistki rankingu w drugiej połowie stycznia rywalizować będą na kortach Melbourne Park w międzynarodowych mistrzostwach Australii. Ale zanim wszyscy zawodnicy udali się do Melbourne niektórzy sprawdzili jeszcze swoją formę w turniejach poprzedzających najważniejszą imprezę początku sezonu. Panie rywalizowały w Sydney i Hobart, a Panowie w Sydney i Auckland. O najlepszą obsadę postarali się organizatorzy kobiecego turnieju Apia International, gdzie wystąpiło aż sześć tenisistek z Top 10, a wśród nich najwyżej rozstawiona Agnieszka Radwańska, która w ubiegłym roku zgarnęła główne trofeum. Ale to nie krakowianka była w tej edycji zawodów bohaterką. Sensacyjnie przegrała z tenisową Lady Gagą - kwalifikantką Bethanie Mattek-Sands już w pierwszym swoim meczu. Pierwszoplanową rolę pełniła .... inna kwalifikantka - Tsvetana Pironkova. Urodziwa Bułgarka - przed turniejem 107. rakieta świata - nieoczekiwanie została gwiazdą Sydney. W drodze po swój pierwszy w karierze turniejowy skalp w rozgrywkach WTA wygrała osiem spotkań, w tym trzy z tenisistkami z czołowej dziesiątki rankingu: Petrą Kvitovą (WTA, 6), Sarą Errani (WTA, 7) i Angelique Kerber (WTA, 9)! To niewątpliwie spore osiągnięcie zważywszy na to, że Pironkova znana była do tej pory z bardzo dobrej gry, ale na trawie (m.in. półfinał Wimbledonu 2010). Warto zaznaczyć, że w turnieju głównym Bułgarka nie straciła nawet seta! W Sydney zawiodły faworytki. Poza Radwańską meczu nie potrafiły wygrać także Simona Halep i Jelena Jankovic, a Sara Errani i Caroline Wozniacki zakończyły swój udział już na II rundzie.

Tenisowe deja-vu mogliśmy obserwować w drugim w tym tygodniu turnieju WTA w Hobart. Tutaj najwyżej rozstawioną tenisistką była Samantha Stosur, ale wzorem Sydney pierwsze skrzypce w stolicy Tasmanii odegrała kwalifikantka. Mowa o Garbine Muguruzie, 20-letniej Hiszpance, która triumfując w całych zawodach zaskoczyła nie tylko wszystkich obserwatorów, ale przede wszystkim samą siebie. Nie muszę chyba pisać, że to jej największe osiągnięcie w singlowej karierze. Swój sukces Muguruza poprzedziła niemal półroczną przerwą spowodowaną operacją prawej kostki, dlatego tym bardziej należy pogratulować tej młodej tenisistce. Nie był to jednak jedyny hiszpański akcent w tasmańskich rozgrywkach. Szturm na Hobart przypuściła też inna reprezentantka tego kraju, Estrella Cabeza Candela, która do głównej drabinki dostała się ... a jakby inaczej - z kwalifikacji. Jej zwycięski marsz w kierunku finału zatrzymała w półfnale dopiero Muguruza. Ale godny odnotowania jest fakt, że w II rundzie starsza z Hiszpanek wyeliminowała ubiegłoroczną mistrzynię, Elenę Vesninę. A faworytki? Poza Stosur, która odpadła w półfinale, daleko w tyle. Kirsten Flipkens poległa w ćwierćfinale, Anastasia Pavlyuchenkova w I rundzie, a Mona Barthel  w II. Poziom utrzymała jedynie Klara Zakopalova, która dotarła do finału, ale tam już zupełnie sobie nie poradziła. 

W rywalizacji mężczyzn swoją dyspozycję przed Australian Open postanowiło sprawdzić tylko dwóch tenisistów z czołowej dziesiątki rankingu ATP. Pierwszym był Juan Martin del Potro (ATP, 5), turniejowa jedynka w Sydney. Argentyńczyk rozkręcał się z meczu na mecz aż w finale wręcz zmiótł z kortu wielką nadzieję australijskiego tenisa, Bernarda Tomica, który w ubiegłym roku nie miał tu sobie równych. Zapewne knąbrny Australijczyk był już myślami w Melbourne, bo dzień wcześniej rozlosowano drabinkę Australian Open. Tomic trafił najgorzej jak tylko mógł - na lidera rankingu Rafaela Nadala, dlatego już miał się czym martwić ... W Sydney nowy sezon zainaugurował też Jerzy Janowicz, ale wzorem Radwańskiej był to raczej falstart niż start. Rozstawiony z dwójką łodzianin poległ z Alexandrem Dolgopolovem z Ukrainy, zdobywając ledwie cztery gemy. Na uwagę zasługuje też występ innego Ukraińca, Sergiya Skakhovskyego, który dotarł aż do półfinału, a przygodę w Sydney rozpoczął od kwalifikacji. Poza tym większych sensacji nie zanotowano.

Drugim tenisistą z Top 10, którego oglądaliśmy na kortach w tym tygodniu był David Ferrer (ATP, 3). Hiszpan udał się do swojego królestwa - nowozelandzkiego Auckland (zwyciężył tam już czterokrotnie), gdzie miał sięgnąć po kolejny tytuł. Miał..., bo na drodze dwa kroki przed metą stanął mu Yen-Hsun Lu. Nie wiem czy porażkę Ferrera rozpatrywać w kategorii sensacji, bo patrząc na tegoroczne występy Hiszpana trudno powiedzieć, że jest w formie. Tajwańczyk wykorzystał szansę i awansował do pierwszego w karierze finału turnieju ATP. W decydującym pojedynku zatrzymał go jednak jeden z faworytów, John Isner. Amerykański gigant w drodze do finału rozgrywał wyłącznie trzysetowe batalie, ale w finale po dwóch tie-breakach mógł cieszyć się z ósmego trofeum w karierze. Jak w każdym innym turnieju, tak i w Auckland zdarzały się niespodziewane rozstrzygnięcia, a ich sprawcami byli rodacy Isnera. Grający z dziką kartą Jack Sock wyeliminował w II rundzie Tommy'ego Haasa (turniejowa 2.), a lucky loser Steve Johnson Kevina Andersona (turniejowa 4.). Po niezbyt udanym występie w Doha szanse na rehabilitację w Nowej Zelandii miał Michał Przysiężny. Niestety "Ołówek" przegrał pierwszy mecz z Benoitem Paire i szybko odpadł z rywalizacji.

Na koniec zostało mi jeszcze podsumowanie występów polskich tenisistów. O singlistach już pisałem, ale pozostała jeszcze gra podwójna. Jednak i tu nie było w tym tygodniu powodów do zadowolenia. Poza naszym eksportowym deblem Fyrstenberg/Matkowski, który przegrał w ćwierćfinale w Sydney z duetem Nestor/Zimonijc (późniejszymi triumfatorami), pozostałe pary nie wygrały żadnego meczu. Obiektywnie trzeba jednak powiedzieć, że szczęścia w losowaniu nie mieli Łukasz Kubot, który z Robertem Lindstedtem trafił na braci Bryanów (nr 1) oraz Alicja Rosolska, której partnerowała Kimiko Date-Krumm, a ich rywalkami były Kveta Peschke i Katarina Srebotnik (nr 2).


Wyniki turniejów WTA i ATP (06-11.01)

SYDNEY 
Tsvetana Pironkova [Q] - Angelique Kerber [5] 6:4, 6:4
T.Babos/L.Safarova - S.Errani/R.Vinci [1] 7:5, 3:6, 10-7

HOBART
Garbine Muguruza [Q] - Klara Zakopalova [7] 6:4, 6:0
M.Niculescu/K.Zakopalova - L.Raymond/S.Zhang [2] 6:2, 6:7 (5-7), 10-8

SYDNEY
Juan Martin del Potro [1] - Bernard Tomic 6:3, 6:1
D.Nestor/N.Zimonijc - R.Bopanna/A.U.H.Qureshi [3] 7:6 (7-3), 7:6 (7-3)

AUCKLAND
John Isner [3] - Yen-Hsun Lu 7:6 (7-4), 7:6 (9-7)
J.Knowle/M.Melo [2] - A.Peya/B.Soares [1] 4:6, 6:3, 10-5


Wyniki Polaków:

Mężczyźni
Singiel:
II runda Sydney: Alexandr Dolgopolov - Jerzy Janowicz [2] 6:2, 6:2
I runda Auckland: Benoit Paire [6] - Michał Przysiężny 6:4, 6:2
Debel:
Ćwierćfinał Sydney: D.Nestor/N.Zimonijc - M.Fyrstenberg/M.Matkowski [4]
I runda Sydney: B.Bryan/M.Bryan [1] - Ł.Kubot/R.Lindstedt 6:3, 7:6(5)
I runda Sydney: L.Rosol/J.Sousa - J.Janowicz/M.Mirnyi 4:6, 7:6(7), 11-9
I runda Auckland: D.Bracciali/L.Dlouhy - T.Bednarek/N.Monroe 7:5, 6:3

Kobiety
Singiel:
II runda Sydney: Bethanie Mattek-Sands [Q] - Agnieszka Radwańska [1] 7:5, 6:2
Debel:
I runda Sydney: K.Peschke/K.Srebotnik [2] - K.Date-Krumm/A.Rosolska 7:5, 6:4



















niedziela, 5 stycznia 2014

Polacy bez błysku. Pierwszy tydzień na światowych kortach

Za nami pierwszy tydzień rywalizacji nowego sezonu. Tydzień obfitujący w wiele interesujących spotkań, zaciętych pojedynków i niespodziewanych rozstrzygnięć, czyli wszystko to, co w tenisie najlepsze. Już w ciągu sześciu dni nowego roku mogliśmy oglądać kilka hitowych pojedynków, zasługujących nawet na miarę wielkoszlemowych finałów. Oczywiście na poziom niektórych z nich wytrawni koneserzy tenisa mogliby jeszcze narzekać, ale trzeba pamiętać, że to dopiero prolog do nowego sezonu a główni aktorzy całej sztuki szlifują formę przed najważniejszymi jej aktami. Pierwszy z nich już za siedem dni… Nie obyło się również bez wpadek faworytów, ale czym byłby tenis bez sensacyjnych wyników. Za to właśnie biały sport ma tak ogromną rzeszę fanów na całym świecie.

W inauguracyjnym tygodniu nowego sezonu do rywalizacji o pierwsze punkty przystąpiło siedem tenisistek z czołowej dziesiątki rankingu WTA. O najlepszą obsadę postarali się organizatorzy turnieju w Brisbane – jednym z największych australijskich miast, położonym u ujścia rzeki Brisbane do zatoki Moreton. W stolicy stanu Queensland zagrało pięć zawodniczek z Top 10 – broniąca tytułu Serena Williams, Victoria Azarenka, wracająca po kilkumiesięcznej przerwie Maria Sharapova, Jelena Jankovic i Angelique Kerber. To właśnie w Brisbane turniej przebiegał pod dyktando faworytek. Ku uciesze organizatorów i miejscowych kibiców w najlepszej czwórce znalazły się najwyżej rozstawione tenisistki, a do finału awansowały numer 1. i 2. zawodów. Formą już na początku sezonu błysnęła Serena Williams. Caryca światowych kortów w stolicy Queenslandu nie straciła nawet seta, a w decydującym pojedynku pokonała Victorię Azarenkę, dzięki czemu obroniła wywalczony przed rokiem tytuł i zdobyła pierwszy tegoroczny skalp. W Brisbane z dobrej strony pokazały się też pozostałe półfinalistki. Maria Sharapova w drugim secie spotkania z Williams walczyła bardzo dzielnie i niewiele zabrakło, by zapisała go na swoim koncie. Pokazała, że będzie wśród głównych faworytek podczas zbliżającego się wielkimi krokami Australian Open. Podobnie jak Jelena Jankovic, która w 1/2 finału stawiła duży opór Azarence. Jeśli Serbka popracuje nad regularnością ma szansę na dobry wynik w pierwszej odsłonie Wielkiego Szlema.

Zupełnym przeciwieństwem do Brisbane był rozgrywany ponad 2 tysiące kilometrów dalej turniej w nowozelandzkim Auckland. Z grona ośmiu rozstawionych tenisistek ledwie trzy awansowały do drugiej rundy – Ana Ivanovic, Kirsten Flipkens i Jamie Hampton. Ta pierwsza wygrała całe zawody, a w decydującym meczu po trzysetowym boju pokonała Venus Williams, która zagrała w swoim pierwszym finale podczas australijskiego lata od czasu Australian Open 2003. Dla Ivanovic był to zaś pierwszy triumf na otwartych kortach od czasu Rolanda Garrosa 2008! W Auckland najwyżej rozstawiona była Roberta Vinci, ale wzorem ubiegłego roku przegrała pierwszy mecz nowego sezonu. Pogromczynią doświadczonej Włoszki okazała się nastolatka z Chorwacji – 16-letnia Ana Konjuh, sklasyfikowana w rankingu ponad 240 miejsc niżej. To nie lada sensacja, bo mistrzyni juniorskiego AO i US Open 2013 w starciu z 14. rakietą świata nie dawano najmniejszych szans.

To nie był dobry początek sezonu dla włoskiego tenisa w damskim wydaniu. Wstydliwą porażkę podczas turnieju w Shenzhen zaliczyła też Sara Errani. Siódma rakieta świata po wymęczonym zwycięstwie nad jedną z chińskich zawodniczek, której nazwisko znają pewnie tylko jej rodacy, w drugiej rundzie nie sprostała Amerykance Vani King. Z taką formą ciężko będzie o dobry wynik w Melbourne. Królową Shenzhen – po raz drugi – została Na Li. Najwyżej rozstawiona tenisistka w chińskim finale uporała się z Shuai Peng. Kibice z pewnością nie mogli narzekać na końcowe rozstrzygnięcie.

I to na tyle jeśli chodzi o pierwsze w sezonie turnieje WTA. Było wszystko, co cieszy każdego kibica – spektakularne zwycięstwa, zacięte pojedynki, nieoczekiwane rezultaty i drobne wpadki faworytek. To zwiastuje niezwykle ciekawy dalszy ciąg tenisowej podróży. Kolejne przystanki w Sydney i Hobart …

Zmagania mężczyzn można było oglądać w Doha, Brisbane i Chennai. Najsilniej obsadzony był turniej w Katarze, gdzie rywalizowało pięciu tenisistów z czołowej dziesiątki rankingu ATP, a wśród nich lider Rafael Nadal. To właśnie w Doha padło najwięcej niespodziewanych rezultatów. W pierwszej rundzie przegrał Tomas Berdych, a w drugiej obrońca tytułu Richard Gasquet oraz Andy Murray (wracający po kontuzji) i David Ferrer, których z turnieju wyeliminowali reprezentanci Niemiec. I chociaż główne trofeum zgarnął – bądź co bądź – dość słabo spisujący się Nadal, to dla mnie postacią numer jeden turnieju był niejaki Peter Gojowczyk. Niemiec, który specjalizuje się głównie w występach challengerowych pomyślnie przeszedł kwalifikacje i dotarł aż do półfinału, w którym zatrzymał go dopiero sam Rafael Nadal. Hiszpan potrzebował do tego trzech setów, co chluby z takim rywalem napewno mu nie przynosi. Z takiej formy lidera rankingu zapewne cieszy się Novak Djokovic …

Kilka niespodzianek było też w dwóch pozostałych turniejach. W Brisbane triumfował znakomicie spisujący się w zawodach Lleyton Hewitt, który w drodze po 29. tytuł w karierze pokonał m.in. dwóch najwyżej rozstawionych tenisistów – w półfinale Keia Nishikori, a w finale Rogera Federera. Australijczyk na początku sezonu zdaje się być w wybornej formie. To dobry zwiastun przed Australian Open. Co w finale nie udało się jednemu Szwajcarowi, zrobił drugi. Stanislas Wawrinka nie miał sobie równych w indyjskim Chennai. W całym turnieju mniej utytułowany z Helwetów stracił tylko 23 gemy, a w decydującym pojedynku zwyciężył Francuza Edouarda Rogera-Vasselin (którego obecność była dla mnie małym zaskoczeniem). W Chennai swoje pięć minut miał też reprezentant gospodarzy Yuki Bhambri, który dotarł aż do ćwierćfinału, eliminując po drodze m.in. Fabio Fogniniego.

W pierwszych turniejach nowego sezonu występowali również Polacy. Pod nieobecność Jerzego Janowicza i Agnieszki Radwańskiej, która (z Grzegorzem Panfilem) z powodzeniem reprezentowała nas w Pucharze Hopmana w Perth, nie mogliśmy liczyć na większe sukcesy w rywalizacji singla. W turnieju głównym grali tylko Łukasz Kubot i Michał Przysiężny. W Doha Łukasz osiągnął drugą rundę, a Michał przegrał już pierwsze spotkanie („dzięki” wydatnej pomocy sędziego). W Brisbane w kwalifikacjach poległa zaś Katarzyna Piter, a w Auckland Paula Kania. To nie było więc dobre otwarcie sezonu w wykonaniu polskich tenisistów. Jedyny sukces w pierwszym tygodniu tenisowch zmagań odniósł Mariusz Fyrstenberg, który w parze z Danielem Nestorem sięgnął po swój 15. turniejowy skalp w karierze. Pozostali nasi reprezentanci również w rywalizacji deblowej kończyli swój udział na pierwszych meczach, choć trzeba przyznać, żę nie mieli dużego szczęścia w losowaniu. Para ŁukaszKubot/Marcin Matkowski trafiła na numer 3. imprezy w Doha Ivana Dodiga/Marcela Melo, w Chennai Tomasz Bednarek w duecie z Mikhailem Elginem wylosowali turniejową 4. Johana Brunstroma/Frederika Nielsena (późniejszych triumfatorów), w Brisbane rywalkami Katarzyny Piter i Alicji Rosolskiej były rozstawione z 4. Hao-Ching Chan i Liezel Huber, a Paula Kania i Valeria Solovyeva stanęły naprzeciw Sharon Fichman i Marii Sanchez, które w Auckland okazały się później bezkonkurencyjne. Oby dla polskich tenisistów byly to złe dobrego początki i w kolejnych startach spiszą się zdecydowanie lepiej.



Wyniki turniejów WTA i ATP (30.12 – 05.01)

BRISBANE
Serena Williams [1] – Victoria Azarenka [2] 6:4, 7:5
A.Kudryavtseva/A.Rodionova – K.Mladenovic/G.Voskoboeva 6:3, 6:1
AUCKLAND
Ana Ivanovic [2] – Venus Williams 6:2, 5:7, 6:4
S.Fichman/M.Sanchez – L.Hradecka/M.Krajicek [2] 2:6, 6:0, 10-4
SHENZHEN
Na Li [1] – Shuai Peng [5] 6:4, 7:5
M.Niculescu/K.Zakopalova – L.Kichenok/N.Kichenok 6:3, 6:4


BRISBANE
Lleyton Hewitt – Roger Federer [1] 6:1, 4:6, 6:3
M. Fyrstenberg/D.Nestor [2] – J.S.Cabal/R.Farah 6:7 (4-7), 6:4, 10-7
DOHA
Rafael Nadal [1] – Gael Monfils 6:1, 6:7 (5-7), 6:2
T.Berdych/J.Hajek – A.Peya/B.Soares [1] 6:2, 6:4
CHENNAI
Stanislas Wawrinka (1) – Edouard Roger-Vasselin (7) 7:5, 6:2
Jo.Brunstrom/F.Nielsen [4] – M.Draganja/M.Pavic 6:2, 4:6, 10-7

Wyniki Polaków:

Mężczyźni
Singel:
I runda Doha: Łukasz Kubot – Daniel Gimeno-Traver 6:4, 6:3
II runda Doha: Łukasz Kubot – Ernests Gulbis [7] 2:6, 6:4, 3:6
I runda Doha: Michał Przysiężny – Florian Mayer 2:6, 6:3, 6:7 (5-7)
Debel:
I runda Doha: I.Dodig/M.Melo [3] – Ł.Kubot/M.Matkowski 6:4, 4:6, 10-4
I runda Chennai: J.Brunstorm/F.Nielsen [4] – T.Bednarek/M.Elgin 6:3, 6:3
Brisbane: zwycięstwo pary M.Fyrstenberg/D.Nestor [2]

Kobiety
Singel:
I runda kwalifikacji Brisbane: Alexandra Panova – Katarzyna Piter 6:3, 6:4
II runda kwalifikacji Auckland: Grace Min [8] – Paula Kania 3:6, 7:6 (8-6), 6:2
Debel:
I runda Brisbane: H.Chan/L.Huber [4] – K.Piter/A.Rosolska 6:4, 6:4
I runda Auckland: S.Fichman/M.Sanchez – P.Kania/V.Solovyeva 7:5, 7:6 (7-5)

sobota, 4 stycznia 2014

HawkEye - zaczynamy!

Nowy Rok to nowe cele i wyzwania. Długo nosiłem się z zamiarem założenia tego bloga, ale w końcu zdecydowałem, że wraz z początkiem nowego tenisowego sezonu HawkEye ropocznie swoją działalność. Najwięksi fani tenisa zapewne wiedzą, że nie będzie to pierwszy blog o tematyce „białego sportu”. Jednak ja będę starał się zamieszczać tu nie tylko własne przemyślenia, ale także czasami wpisy czysto informacyjne i różne ciekawostki z tenisowego światka. Mam kilka pomysłów, które postaram sie zrealizować. Ale co to będzie dowiecie się wraz z upływem sezonu. Mam nadzieję, że moje wpisy będą na tyle ciekawe, żenie skończy się tylko na jednej Waszej wizycie.


A na Nowy Rok życzę sobie i wszystkim, aby polscytenisiści dostarczali nam jak najwięcej powodów do dumy i zadowolenia. Abyśmy czerpali mnóstwo radości z oglądania tak pięknego sportu, jakim jest tenis.