Translate

środa, 9 marca 2016

Kolejny szturm młodzieży. Start Pucharu Davisa.

























Nastał marzec - idzie młodość. Tak można w skrócie opisać sytuację po pierwszym tygodniu trzeciego miesiąca rozgrywek WTA. W dwóch rozgrywanych w minionym tygodniu turniejach rangi International - w malezyjskim Kuala Lumpur i meksykańskim Monterrey - dominowały tenisistki urodzone po 1992 roku. Na osiem półfinalistek aż sześć ma poniżej 23 lat! Szczegóły poniżej.

W Kuala Lumpur dużo zaskoczeń, choć największe już drugiego dnia, kiedy to najwyżej rozstawiona Roberta Vinci przegrała inauguracyjny pojedynek z mało znaną Tajwanką Kai-Chen Chang. Los Włoszki podzieliły też inne rozstawione tenisistki: Annika Beck [4], Nao Hibino [5] i Saisai Zheng [8]. Na drugiej rundzie swój występ w Malezji zakończyła też Su-Wei Hsieh [7], a tylko krok dalej zaszła inna faworytka Sabine Lisicki [3]. Zaskoczyły natomiast Naomi Broady i Lin Zhu - półfinalistki BMW Malaysia Open. W finale zagrały młode gniewne współczesnego tenisa - Elina Svitolina i Eugenie Bouchard. W niemal trzygodzinnym maratonie lepsza okazała się Ukrainka. Dla Svitoliny to czwarty triumf w głównym cyklu, ale pierwszy pod wodzą słynnej Justin Henin. W nagrodę Ukrainka przesunie się w najnowszym zestawieniu na 14. miejsce - oczywiście najwyższe w karierze. Bouchard nie ma szczęścia w tegorocznych finałach, już po raz drugi w decydującym meczu musiała uznać wyższość rywalki (poprzednio przegrała w Hobart). Do trzech razy sztuka?

W drugim rozgrywanym w tym tygodniu turnieju jeszcze więcej niespodzianek. Z pewnością można powiedzieć, że to nie był dobry tydzień dla Włoszek. W Monterrey, najwyżej notowana była Sara Errani, ale i ona podobnie jak Vinci w Malezji, za dużo się nie nagrała. Odpadła w drugim meczu z młodą i zdolną Estonką Anett Kontaveit. Dużo poniżej oczekiwań wypadła też druga faworytka Caroline Wozniacki. Dunce nie udało się przebrnąć granicy ćwierćfinału, choć apetyty na pierwszy od roku triumf w głównym cyklu WTA były na pewno bardzo duże. Zawiodły też inne tenisistki z czołowej trzydziestki rankingu - Anastasia Pavlyuchenkova i Johanna Konta. W półfinałach, wzorem Kuala Lumpur, powiew młodości. Pierwszy raz w tej fazie turnieju zawitała Kontaveit, a trzeci finał w Meksyku chciała osiągnąć Garcia. Nie udało się jednak ani jednej ani drugiej. O tytuł w Monterrey zmierzyły się Kirsten Flipkens i Heather Watson. Górą Brytyjka, dla której to trzeci finał w karierze i co najważniejsze trzeci zwycięski. Skuteczność godna pozazdroszczenia.

























Początki marca to zwykle start Davis Cup-u. Nie inaczej było i w tym roku. Panowie rywalizowali o ćwierćfinał tych rozgrywek już po raz 105. W tym sezonie w Grupie Światowej znaleźli się obrońcy tytułu Brytyjczycy oraz ubiegłoroczni finaliści Belgowie, a także Francuzi, Kanadyjczycy, Czesi, Niemcy, Australijczycy, Amerykanie, Chorwaci, Serbowie, Japończycy, Kazachowie, Argentyńczycy, Włosi, Szwajcarzy i co najważniejsze po raz pierwszy w historii Polacy. Większość ekip wystawiła swoje najsilniejsze składy. Jedynie w szeregach Szwajcarów, Kanadyjczyków i Polaków zabrakło tych największych gwiazd, ale najczęściej z powodu kontuzji, czasami prawdziwej, a czasami udawanej... Do najlepszej ósemki awansowali Brytyjczycy, Serbowie, Włosi, Argentyńczycy, Francuzi, Czesi, Amerykanie i Chorwaci.

Na koniec standardowo kilka słów o występach Polaków. W singlu znowu nie mamy się czym chwalić. Paula Kania i Kasia Piter skończyły na kwalifikacjach w Monterrey i Kuala Lumpur. Magda Linette miała tym razem trudne zadanie, bo w Malezji przyszło jej grać mecz otwarcia z Sabine Lisicki. Magda miała swoje szanse w tie-breaku drugiego seta, w którym prowadziła już 5:1 (przegrała 5:7), ale jak się nie wykorzystuje takich okazji, to nie można myśleć o końcowym triumfie. W deblu Linette też nie poszło, ale i tu łatwo nie miała. Lepsze okazały się najwyżej rozstawione Chinki Liang/Wang. Dobrze zaprezentowała się za to Piter w parze z Zanevską, które w Malezji osiągnęły półfinał. W tej samej fazie, tyle że w Monterrey zagrały też Kania z Irigoyen. Podsumowując, w singlu stagnacja trwa, w deblu w końcu coś drgnęło...


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz